piątek, 16 września 2011

życie codzienne cz.4

usnęłam szybko. w sumie to nawet nie wiem kiedy. podejrzewam, że zaraz jak położyłam się do łóżka i przykryłam się ciepłą pościelą. noc zleciała szybko. miałam dziwny sen, wręcz przerażający. szłam ciemnym korytarzem, wokół nikogo nie było. otaczała mnie cisza. nie bałam się. po prostu szłam przed siebie. nie wiedziałam gdzie. ale szłam. czułam w brzuchu dziwne łaskotanie. nagle ktoś ni stąd ni zowąd stanął przede mną i powiedział, że jestem w ciąży. a ja nie zwróciłam na to uwagi. tak jakby było mi to zupełnie obojętne. w głębi duszy wiedziałam, że nie było. a później ? a później się obudziłam. usiadłam na łóżku, rozglądnęłam się po pokoju i próbowałam się uspokoić. wstałam, zrobiłam wszystkie poranne czynności i wyszłam do szkoły. ten dzień również nie zapowiadał się fajnie. test z polskiego, kartkówka z angielskiego i chemii, nieodrobione lekcje z niemieckiego. najgorsze jednak było to, że moja pierwsza lekcja to matematyka.
do klasy udało mi się wejść równo z dzwonkiem.
- dzień dobry - przywitałam się z nauczycielką, która samym wyglądem działała mi na nerwy.
- dzień dobry, siadajcie - zwróciła się do całej klasy - na początku chciałabym sprawdzić zadanie, które wam wczoraj zadałam - poinformowała i zaczęła chodzić po klasie, zaglądając w nasze zeszyty.
- to ma być zrobione zadanie ? - zapytała z oburzeniem, podchodząc do mnie.
- no jak pani widzi, to tak - odparłam, nie przejmując się jej stałe złym humorem.
- a gdzie obliczenia ? - zapytała, spuszczając ton.
- a czy muszą być obliczenia ? z tego co wiem, w zadaniu trzeba było podkreślić a,b lub c, więc po jaką cholerę tu obliczenia ?! gdyby pisało, że trzeba je zrobić, to chyba bym je wykonała, nie ? - nie wytrzymałam i krzyknęłam.
- nie obchodzi mnie co pisze w poleceniu, na jutro widzę zrobione zadania, tak jak być powinno. dzisiaj wstawię ci nieprzygotowanie. i ciesz się, że nie jest to jedynka. ktoś nie ma jeszcze zadania albo ma, ale źle ? - zapytała klasę.
oczywiście znalazło się kilka osób, które do tego się przyznały i dostały nieprzygotowanie razem ze mną. ale w sumie nie obchodziło mnie to. chciałam, żeby było już koniec pierwszej lekcji. jak na początek dnia, miałam dość. po momencie zadzwonił dzwonek. wzięłam książki z ławki i jako pierwsza wyszłam z pomieszczenia. nawet nie powiedziałam 'do widzenia' z grzeczności. po co ? za to co odstawiła ? pfhh.
- co teraz mamy ? - zapytał krystian, podchodząc do mnie.
- chemia i kartkówka, kurwa - odpowiedziałam mu.
- o w chuj! zapomniałem o niej ! ja pierdole. nauczyłaś się ?
- nie, mam wyjebane. u niej nawet 4 na 5 można poprawić, więc po co mam się uczyć? napiszę to co wiem, pomijając fakt, że nie wiem nic, ale to tylko drobny i nieistotny szczegół - powiedziałam, kończąc rozmowę.
zadzwonił dzwonek na lekcję. wszyscy stali pod klasą, czekając na nauczycielkę. aż w końcu przyszła nasza kochana pani chemica.
- zapraszam do klasy - powiedziała, otwierając drzwi - wyciągamy karteczki. i nie ma żadnego ALE. kartkówkę zapowiadałam, więc każdy z was powinien być przygotowany - mówiła.
uczniowie zaczęli marudzić pod nosem, ale po chwili każdy miał kartkę na ławce. przepisaliśmy zadania z tablicy i zaczęliśmy robić.
- nie były aż takie trudne, ale i tak wszystko mi się pojebało i pewnie wszystko będzie źle. nawet jak nie wszystko, to większość - pomyślałam, oddając kartkówkę.
- jeszcze minuta i oddajemy wszyscy - poinformowała nauczycielka.
lekcja nie była taka zła. był hałas w klasie i nikt nie interesował się tematem, więc pani stwierdziła, że nie będzie w takich warunkach prowadzić lekcji. dla nas lepiej, niech nie liczy się z tym, że się uspokoimy.
zaraz po tej mojej myśli, zadzwonił dzwonek. pomyślałam, że zwolnię się z lekcji, bo nie wytrzymam kolejnych, np. angielskiego, polskiego czy niemieckiego. już po tych dwóch miałam dość. zeszłam na dół, aby iść do sekretariatu.
- daria ! - usłyszałam, że ktoś mnie woła, więc odwróciłam się. dopiero po chwili zorientowałam się, że to był on, że to był jego głos. stanęłam i czekałam aż podejdzie.
- poczekaj, chcę z tobą porozmawiać. na gg nie wypadało, więc poświęć mi chwilę, proszę. to nie zajmie mi długo - poprosił.
- no ok, nie ma sprawy. co jest?
- bo wiesz...ja sobie wszystko przemyślałem i ...stwierdziłem, że bez sensu by było stracić coś, co tak długo budowaliśmy, a mianowicie chodzi o naszą przyjaźń. tak wiele nas łączyło, tak wiele mamy wspólnego. było dobrze.i obydwoje to spieprzyliśmy...a ja chcę o to walczyć nadal, chcę się przyjaźnić - powiedział jednym tchem, a ja przytuliłam się do niego i powiedziałam ciche 'dziękuję'.

3 komentarze: